Stanowisko Obserwatorium Wyborczego
16 sierpnia 2023 r.
Pierwsze pytanie proponowanego referendum brzmi:
Czy popierasz wyprzedaż majątku państwowego podmiotom zagranicznym,
prowadzącą do utraty kontroli Polek i Polaków nad strategicznymi sektorami gospodarki?
Słowo wyprzedaż jest nacechowane negatywnie i opisuje sprzedaż na niekorzystnych warunkach. Według słowników, jest to „całkowite wyprzedawanie czego (zwykle po zaniżonych cenach)” lub „sprzedaż towaru, zazwyczaj po obniżonych cenach, w celu pozbycia się go, najczęściej pod koniec sezonu lub w ramach likwidacji sklepu”.
Stawiając takie pytanie, Sejm uznaje, że sprzedaż państwowych przedsiębiorstw na niekorzystnych warunkach jest rozważana (i, w domyśle, powinna zostać wstrzymana w drodze referendum). Stawiając takie pytanie, Sejm potwierdza słuszność słów Jarosława Kaczyńskiego wypowiedzianych w kampanii wyborczej: „[wyprzedaż majątku narodowego] To jest kwestia sporna od 1990 roku i do dziś budzi emocje”.
Takie pytanie jest więc składnikiem agitacji wyborczej Prawa i Sprawiedliwości.
Trzecie pytanie referendalne brzmi:
Czy popierasz likwidację bariery na granicy Rzeczypospolitej Polskiej z Republiką Białorusi?
To pytanie zawiera tezę, że obecnie toczy się jakiś spór (debata publiczna) na temat ewentualnego demontażu bariery – a z tego można wywnioskować, że kwestia demontażu bariery jest też istotną kwestią w wyborach. A to nieprawda. Bariera stoi i będzie dalej stać, niezależnie od wyniku wyborów. Zwolennicy PiS czepiają się jedynie słów europosłanki PO Janiny Ochojskiej, zgodnie z którymi bariera zostanie kiedyś zdemontowana. To są słowa jednej osoby, a nie żadnej siły politycznej jako całości, a przede wszystkim: to nie jest wezwanie do demontażu bariery, tylko pewna optymistyczne wizja przyszłości. Chyba nie tylko Janina Ochojska, ale my wszyscy (w tym PiS-owcy) chcielibyśmy, żeby Białoruś stała się demokratyczna i przystąpiła do Unii Europejskiej i do strefy Schengen. To na pewno nie nastąpi natychmiast, ale za kilka lat – może tak (optymista powie: na pewno tak). I wtedy demontaż bariery będzie oczywistością.
Czwarte pytanie referendalne brzmi:
Czy popierasz przyjęcie tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, zgodnie z przymusowym mechanizmem relokacji narzucanym przez biurokrację europejską?
To pytanie zawiera dwie kontrowersyjne tezy, jeden element rasistowski i jedną nieprawdę o Unii Europejskiej. Po pierwsze, z pytania wynika, że projektowany mechanizm relokacji oznacza przyjmowanie w Polsce jakichś dodatkowych migrantów – a to wcale nie jest oczywiste. W rzeczywistości ten mechanizm raczej uwolni nas od pewnej liczby migrantów. To, że Polska przyjęła ponad milion uchodźców wojennych z Ukrainy, jest brane pod uwagę przez władze unijne przy projektowaniu mechanizmów relokacji i oznacza, że Polska nie będzie (przynajmniej w najbliższym czasie) zobowiązana do przyjmowania dodatkowych relokowanych uchodźców. Mechanizm relokacji pozwoli natomiast Polsce przekazać do innych państw (relokować) uchodźców rosyjskich i białoruskich, którzy mogą napłynąć do Polski w przypadku poważnych niepokojów w tych krajach.
Po drugie, pytanie mówi o relokowaniu nielegalnych imigrantów. To nieprawda: rozważane jest relokowanie uchodźców, którzy zgodnie z prawem mogą osiedlić się w Unii Europejskiej (wynika to prawa międzynarodowego i unijnego, to samo zapisane jest w naszej Konstytucji).
Element rasistowski, to wskazanie konkretnych regionów pochodzenia imigrantów (określanych jako nielegalni), które to regiony łączą się z konkretnym wyznaniem i z konkretnym kolorem skóry. W rzeczywistości relokacja uchodźców dotyczy wszystkich uchodźców (np. Wietnamczyków i Kubańczyków też). Rzetelnie napisane pytanie referendalne nie powinno więc dotyczyć konkretnych regionów, wyznań czy koloru skóry, a samego mechanizmu relokacji – natomiast przewidywanie (czy choćby zgadywanie), jakie będzie wyznanie i kolor skóry tych migrantów – to można robić co najwyżej w kampanii referendalnej.
Po trzecie, mechanizm relokacji może zostać ustanowiony decyzją władz unijnych, które pochodzą z demokratycznego wyboru (Parlament Europejski jest wybierany bezpośrednio, Komisja Europejska i Rada pośrednio pochodzą z wyborów demokratycznych). Pytanie referendalne, które mówi o relokacji jako o czymś „narzuconym przez biurokrację” przedstawia fałszywy, propagandowy obraz funkcjonowania Unii Europejskiej.
Tak więc czwarte pytanie referendalne zawiera tezy, która są elementami kampanii wyborczej PiS, zawiera element rasistowski i kłamstwo na temat sposobu podejmowanie decyzji w Unii Europejskiej.
Podsumowując, co najmniej trzy z czterech pytań referendalnych są elementami agitacji wyborczej PiS.
Agitacja wyborcza w lokalu wyborczym jest zabroniona. Prowadzenie agitacji wyborczej przez władze państwowe jest zabronione. Takie są podstawowe zasady demokracji. W szczególności, art. 494 § 1 kodeksu wyborczego, który stanowi:
Kto, w związku z wyborami, prowadzi agitację wyborczą: […] w lokalu wyborczym lub na terenie budynku, w którym lokal się znajduje – podlega karze grzywny.
Zgodnie z art. 517 kodeksu wyborczego, ten czyn zabroniony jest wykroczeniem. Zgodnie z art. 12 i 13 kodeksu wykroczeń, podżeganie (czyli namawianie) do wykroczenia i pomocnictwo, to też wykroczenia.
Jeśli jednak agitacji wyborczej w lokalu wyborczym (lub podżegania do takiego czynu lub pomocnictwa) dopuszcza się funkcjonariusz publiczny, to sprawa jest poważniejsza: tu ma zastosowanie art. 231 § 1 kodeksu karnego (przestępstwo, trzy lata więzienia).
To wszystko oznacza, że członkowie komisji wyborczych (od państwowej komisji wyborczej aż po komisje obwodowe), którzy będą zlecać druk kart do głosowania w tym referendum w celu ich wysyłki do lokali wyborczych, zlecać ich wysyłkę do lokali, a następnie umieszczać te karty w lokalach i rozdawać je wyborcom, wszyscy oni dopuszczą się przestępstwa z art. 231 § 1 kodeksu karnego.
Ale zaraz… treść pytań, to nie jakaś samowola komisji wyborczych. Te pytania uchwalić ma Sejm. Może to usprawiedliwia członków komisji wyborczych? Nie: uchwała Sejmu o zarządzeniu referendum nie ma rangi ustawy, lecz rangę niższą. Taka uchwała nie usprawiedliwia łamania ustaw. Nie zawiesza ani art. 494 § 1 kodeksu wyborczego, który kara za agitację w lokalu wyborczym, ani art. 231 § 1 kodeksu karnego, zgodnie z którym łamanie prawa przez funkcjonariusza publicznego jest przestępstwem. Nie zawiesza też art. 96 Konstytucji, zgodnie z którym wybory do Sejmu są równe, co oznacza w szczególności zakaz prowadzenia agitacji wyborczej przez władze państwowe. Członkowie komisji wyborczych nie mają prawa zlecać druku, zlecać rozsyłania, umieszczać w lokalach wyborczych ani rozdawać wyborcom kart referendalnych, a jeśli to robią – popełniają przestępstwo. Uchwała Sejmu ich nie usprawiedliwia.
A odpowiedzialność posłów? Niestety w Polsce w ogóle nie ma odpowiedzialności posłów na Sejm za głosowanie. Zarządzając tak nieuczciwe referendum, większość sejmowa robi coś bardzo złego, ale nie poniesie za to konsekwencji prawnych (podobna sprawa: gdy mowa jest o różnych ustawach z ostatnich dwóch kadencji, które w oczywisty sposób łamią Konstytucję – nikt nie proponuje pociągnięcia do odpowiedzialności tych posłów, którzy jedynie głosowali za). Natomiast osoby zaangażowane bardziej niż przez samo tylko głosowanie w Sejmie (np. pomysłodawcy) powinny ponieść odpowiedzialność karną. I na to liczymy.
Marcin Skubiszewski